CRAZY DELICIOUS – Bardziej dziwny niż szalony

CRAZY DELICIOUS – Bardziej dziwny niż szalony

Tworząc „Crazy Delicious” Netflix chwycił się za najbardziej ikoniczny format w możliwie najdziwniejszy sposób.

„Crazy Delicious” jest dziwnym programem, w sposób który nie zawsze działa, jednak jest w pewnym stopniu fascynujący – przyciąga nasz wzrok jak wypadek samochodowy.

Program jest prowadzony przez Jayde Adams, której energiczny i lekko prowokacyjny humor czasem odstrasza, chociaż jest na swój sposób czarujący. Plan filmowy to magiczny las wypełniony jedzeniem, z którego mogą korzystać uczestnicy, zamiast klasycznych w tego typu programach lodówek i spiżarni. Pomysł, który wydaje się, że będzie dominował nad formatem, jest tak naprawdę jedynie wizualny. Nie widzimy uczestników eksplorujących las w poszukiwaniu składników do gotowania lub by mieli kiedykolwiek problem ze znalezieniem czegokolwiek. Widzimy zawsze te same trzy lub cztery fragmenty lasu, prawdopodobnie jedyne, które istnieją. Problemem nie jest sam pomysł, ale fakt, że producenci nie mieli pojęcia, co z nim zrobić, w jaki sposób go wykorzystać. Ten cudaczny koszmar Willy’ego Wonki nie sprawia, że program jest bardziej unikalny.

Struktura programu jest stosunkowo prosta.

Trójka uczestników stara się udowodnić trójce jurorów (nazywanych przez program „Bogami”) swój kunszt kulinarny. W pierwszej rundzie muszą ugotować danie, które będzie w najlepszy sposób prezentowało wybrany składnik, jak grzyby, marchew, truskawki czy banany. Zwycięzca tej rundy otrzymuje dodatkowe 10 minut na ugotowanie następnego dania, które musi być reinwencją wybranej,  klasycznej potrawy. Po tym jurorzy decydują, kto był najgorszy i nie przechodzi do finałowej rundy. W tej rundzie pozostała dwójka musi przedstawić swoją interpretacje konkretnego kulinarnego motywu, jak piknik czy jedzenie na wynos. Na koniec zwycięzca otrzymuje od „Bogów” złote jabłko.

W żadnym momencie programu nie pojawia się informacja, by ze złotym jabłkiem wiązała się jakaś nagroda. Wydaje się, że jedyne, co otrzymuje zwycięzca, to złoty łapacz kurzu na półkę. Ciężko znaleźć motywację, by kibicować któremuś z uczestników, ponieważ stawka jest zbyt niska.

Zarówno przez format jak i niektóre elementy prezentacji, takie jak rysunki pomysłów na dania kandydatów, można łatwo dostrzec, że inspiracją programu jest Bake Off.

Zarówno ten brytyjski, jak i cztery miliardy adaptacji, spin-offów i podróbek. Dzięki temu, pomimo wszelkich wad, „Crazy Delicious” ogląda się całkiem przyjemnie. To sprawdzona telewizja, bardzo niekontrowersyjna i odrobinę uzależniająca.

Największą zaletą programu są jego jurorzy, czy też „Bogowie”. Carla Hall, Niklas Ekstedt i Heston Blumenthal są przyjemni i charyzmatyczni. Doradzają uczestnikom w trakcie gotowania, mają ciekawe spojrzenie na jedzenie i nie boją się ostro krytykować, gdy otrzymają coś, co uznają za paskudne. Z kolei uczestnicy są bardzo różni. W najlepszym przypadku w porządku, w najgorszym aroganccy i nieprzyjemni. Ich dania wyglądają apetycznie, ale są czasem niepotrzebnie skomplikowane lub oparte na pomyśle, z góry skazanym na porażkę.

„Crazy Delicious” jest dziwne. Dziwne w sposób kreatywny czy raczej pogubiony? Pomimo przesadnej  ambicji ogląda się go przyjemnie i to zasługa postaci jurorów i sprawdzonego przez lata formatu.