„Ugly Delicious” Netflixa to serial dokumentalny opowiadający o współczesnym świecie za pomocą jedzenia. Jak jest przygotowywane i rozumiane przez różnych ludzi, regiony czy kultury.
Każdy odcinek “Ugly Delicious” bierze na przysłowiowy widelec jedno danie, lub rzadziej szerszy koncept dotyczący gotowania. Stara się je zdefiniować, określić, po czym to wszystko odrzuca pokazując szereg zupełnie różnych interpretacji. W dwunastu odcinkach, podzielonych na dwa sezony, Koreańsko-Amerykański szef kuchni David Chang i zmieniający się współprowadzący oprowadzają nas po kulinarnym świecie.
Tytuł serialu odnosi się do wypowiedzi Changa, który opisuje domowe jedzenie jako brzydkie, lecz przepyszne. Nawiązuje do faktu, że kultura, jaka otacza jedzenie w erze mediów społecznościowych, jest głównie wizualna. Jedzenie musi być piękne, fotogeniczne, wręcz emanujące światłem, w co wpisuje się również sam Netflix – pomimo tytułu, w „Ugly Delicious” nie znajdziemy w serialu niestety ani jednego dania, które jest brzydkie.
Drugą myślą przewodnią serialu jest filozofia mówiąca, że jedzenie nie należy do nikogo. Albo może że należy do wszystkich?
Mało kto nie ma silnej opinii na temat tego, jakich dodatków użyć do pizzy. Mistrz brooklyńskiej pizzy Mark Iacono, poproszony o definicje tego dania, podaje bardzo dyplomatyczną odpowiedź; „ciasto, sos i ser”. Jednak nawet ona zostaje odrzucona, gdy w Connecticut zostaje poczęstowany pizzą składającą się z małż ułożonych na cieście.
Istnieją produkty jak szampan, szynka parmeńska czy nawet góralski oscypek. Mają ścisłe wymagania dotyczące nie tylko składników i procesu produkcji, ale nawet geograficznego pochodzenia. Chroni to ich autentyczność, utrzymuje jakość i chroni konsumenta. Ale rozszerzanie tych zasad na dania nie ma większego sensu. Jeżeli pizza jest pizzą tylko wtedy, kiedy zostanie zrobiona z włoskich pomidorów, włoskiej mąki i mozzarelli bufali, to dostalibyśmy ją tylko tam, gdzie te produkty są łatwo dostępne. Tam gdzie danie powstało. Ale przecież dobrze wiemy, że to tak nie działa. Zjemy dobre sushi w Warszawie, dobrą pizzę w Tokio, dobre pierogi w Chicago. Nie będzie „autentyczne” pod kątem pochodzenia, ale pod względem przygotowania w duchu dania już tak.
Serial porusza też tematy społeczne. Pokazuje wpływ, jaki współczesny świat ma na ludzi i tworzone przez nich jedzenie. Nie ukrywa faktu, że rosnący w siłę światowy nacjonalizm stoi w bezpośredniej opozycji do przedstawianej wizji wielokulturowej wymiany pomysłów. Jest subtelny, ale nie dwuznaczny w swoim przekazie.
Bez problemu możemy oglądać pojedyncze odcinki, bez zachowania ich kolejności. Każdy z nich niezależnie od innych zgłębia temat i jest dobrym seansem na wieczór, gdy mamy ochotę na coś luźniejszego, ale trochę ambitniejszego i bardziej angażującego niż większość seriali gatunku. Jest też dobrym tłem podczas gotowania, motywuje do eksperymentów w kuchni. Polecamy!