Pewnego popołudnia wybraliśmy się w poszukiwaniu południowoamerykańskich smaków. Po ostatniej wizycie w Ceviche, poszliśmy do pierwszej restauracji Martina Gimeneza Castro – Salto, która mieści się przy ulicy Wilczej 73 w Warszawie. Nie zawiedliśmy się – doskonała kuchnia, nowoczesne spojrzenie na tradycyjne, charakterystyczne dla tamtejszej kuchni składniki i przytulne wnętrze sprzyjające długim rozmowom to tylko kilka powodów, dla których warto zarezerwować tu stolik.
Restauracja Salto znajduje się w budynku warszawskiego Hotelu Rialto. To miejsce z klasą i dobrą energią. Panująca tutaj atmosfera, mimo eleganckiego wnętrza, już od wejścia pozwala poczuć się swobodnie. Krótkie menu to zbiór mocnych i dopracowanych pozycji, rozbudzających apetyt i ciekawość. Nowatorskie pomysły szefa kuchni na obróbkę tradycyjnych produktów brzmią obiecująco, prawda? Postanowiliśmy przekonać się o tym na własnej skórze.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
Naszą recenzję rozpoczęliśmy od Alcachofas con huevo (42 zł), czyli smażonych kawałków karczocha i koziego sera w tempurze, podanego na kremowym puree z karczocha. Jako miłośnik tej pięknej i apetycznej rośliny nie kryłam podekscytowania tym daniem. Delikatne puree z wyczuwalnym smakiem karczocha lekko podkręconego czosnkiem, pasowało do koziego sera w postaci kulek w tempurze. Kawałki smażonego karczocha skontrastowane z teksturą puree zgrały się w delikatny i aromatyczny duet, który pasuje na przystawkę.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
W oczekiwaniu na kolejne zamówione przez nas pozycje z karty, mieliśmy okazję przyjrzeć się wnętrzu restauracji. Wygodne skórzane kanapy, dodatki w stylu art deco i przepiękne lampy tworzą tu ciepły i bardzo przytulny nastrój, który sprzyja udanemu posiłkowi i niekończącym się rozmowom. Sercem restauracji niezaprzeczalnie jest bar, który zachęca, by usiąść na pięknie obitych krzesłach i rozkoszować lampką wina z najlepszych winnic. W Salto znajdziecie niemały wybór alkoholi, a niektórych cennych butelek próżno szukać w innym miejscu w stolicy. Ustawione nie tylko na półkach przy barze, ale także wózku art deco z lat 20., stanowią nie lada ciekawostkę i przyciągną wzrok gości oraz koneserów.

Fot. Monika Zonenberg
Na nasz stół przybyła kolejna przystawka, Pulpo en las piedras (53 zł), czyli ośmiornica z jadalnymi kamieniami, które pod skórką z masy kakaowej kryją nadzienie. Sam wygląd dania wzbudza zainteresowanie, a jego konsumpcja to estetyczny proces, zakończony satysfakcją naszego apetytu. Ośmiornica okazała się być niezwykle delikatna i rozpływająca się w ustach, na co wpływ ma gotowanie jej w wywarze rybnym. Nadzienie kamieni, przygotowane z 3 rodzajów papryk, pomidora i suszonego dorsza, spełnia w tym daniu rolę sosu, który podkreśla smak głównego składnika.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
Podczas naszej wizyty dowiedzieliśmy się, że prócz głównej przestrzeni w Salto, mamy możliwość rezerwacji miejsc w zapewniających większą prywatność 3 odrębnych salach – 4-osobowej, 10-osobowej oraz 30-osobowej, w której można przeprowadzić spotkanie służbowe lub spędzić czas z rodziną przy wyjątkowej okazji. Taka inicjatywa wymaga wcześniejszej rezerwacji, która umożliwi nam chociażby omówienie preferowanego menu.

Fot. Monika Zonenberg
Kolejnym daniem, na które się zdecydowaliśmy było Bonito con puerro quemada (55 zł), czyli surowy, marynowany w sosie nikkei i sosie sojowym tuńczyk, podany z dymką na kamyczkach z miso i sezamu. Biorąc pod uwagę fakt, że niezwykły smak dymki bierze się z przyrządzania jej przez ponad godzinę, Martin Gimenez Castro potrafi z niepozornego warzywa wyczarować cuda. Tekstura kamyczków oraz świetnej jakości tuńczyk stworzyły tu nie tylko kompozycję piękną wizualnie, ale i smakowo.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
W Salto spodobało nam się nowoczesne spojrzenie na południowoamerykańskie składniki. Doskonałym tego przykładem jest ostatnia przystawka, którą tego dnia wybraliśmy, czyli Cigalas con maracuya (97 zł) – Langustynka z czipsami z marakui i bezami z krewetek. Znane produkty, inne tekstury i nieszablonowe połączenia smaków stanowią o wyjątkowości restauracji i podawanych w niej dań.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
Miłośnikom poszukiwania nowych połączeń smakowych i aromatów z pewnością spodoba się proponowane przez Martina Gimenez Castro menu degustacyjne. W cenie 269 zł spróbujemy siedmiu nowatorskich propozycji, natomiast w cenie 449 zł uczcie towarzyszyć będą perfekcyjnie dobrane przez sommelierów wina. Polecamy, jeśli macie ochotę na ekscytujący kulinarnie wieczór.
Przechodząc do dań głównych, na pierwszy ogień wybraliśmy Corvinę (89 zł), czyli rybę orzeł, podaną z dzikimi szparagami, solirodem i bergamotką cytrynową w postaci musu. Niezwykle estetyczne podanie zachęca do spróbowania, a delikatność ryby zasługuje na wszelkie pochwały. Oliwa z paloną kolendrą dodaje całości charakteru, która przypadnie do gustu smakoszom niecodziennych i nie wszędzie dostępnych ryb.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
W czasie pobytu w restauracji warto spróbować kawy, która przygotowywana jest z mieszanki skomponowanej przez pracowników Salto w niewielkiej polskiej palarni specjalnie dla restauracji. Krótka przerwa pomiędzy daniami to dobra okazja dla kawoszy, a jeśli ta przypadnie Wam do gustu, mieszankę brazylijskich ziaren możecie kupić na miejscu i zabrać ze sobą do domu.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
Kto nie lubi zjeść pysznego steka? W karcie Salto znajdziecie Ojo de bife (97 zł) – sezonowany minimum 24 dni Rib Eye w towarzystwie azjatyckiego bakłażana i kiełków limonki, które stały się naszym odkryciem roku. Ich lekko cytrusowy smak pozbawiony jakiejkolwiek goryczy zaskakująco zbalansował połączenie bakłażana i wołowiny, a duża porcja mięsa w średnim poziomie wysmażenia zadowoli nawet największego głodomora.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
Drugim daniem głównym, którego spróbowaliśmy było Sorrentinos con Camarones (67 zł). Pod tą nazwą kryją się argentyńskie pierożki z farszem z mozzarelli i krewetek z dodatkiem granita z shiso (pachnotki zwyczajnej) i redukcją rybną. Podanie przywodzi na myśl łąkę, a zieloniutkie ciasto pierożków rozbudza kulinarną wyobraźnię.

Fot. Monika Zonenberg

Fot. Monika Zonenberg
Każdy szanujący się smakosz nie zakończy uczty bez spróbowania deserów. Tym bardziej spod ręki szefa kuchni, który zaciekawił nas swoimi wytrawnymi pozycjami z karty. Zdecydowaliśmy się zamówić aż 3 desery i każdy z nich okazał się charakterystyczny i odrębny. Pierwszy z nich – Pistacja, czekolada, amarula (27 zł) to konstrukcja składająca się z mocno czekoladowego ciastka przypominającego brownie, musu z czekolady i pistacji, lodów pistacjowych i kruszonki powolnie spijającej pianę z amaruli. Lekkie mus, lody i pianka w kontraście do ciężkiego ciastka to słodki, jednak nie za słodki, balans smakowy.

Fot. Monika Zonenberg
Z kolei Yuzu, pomarańcza, biała czekolada (33 zł) to kombinacja żelu z japońskiej cytryny, lekkiego musu z białej czekolady w jego środku oraz piasku z pomarańczy. Aromatycznym dodatkiem są kiełki limonki, które okazały się być świetnym towarzyszem zarówno wołowiny, jak i deseru. Koniecznie ich spróbujcie.

Fot. Monika Zonenberg
Deserem, który zakończył naszą recenzję oraz kończy menu degustacyjne oferowane przez Salto jest Bon o bon. Czekolada, orzeszki ziemne i karmelizowany Guinness to spora porcja rozpieszczającej słodyczy, którą przewrotnie możemy nazwać wisienką na torcie wizyty w restauracji.

Fot. Monika Zonenberg
Salto to miejsce, w którym można rozszerzyć swoje kulinarne horyzonty, dobrze zjeść i po prostu miło spędzić czas. To też miejsce, z którego nie chce się wychodzić. My z pewnością wrócimy, ponieważ już teraz po nocach śni nam się delikatne puree z karczocha i kiełki limonki, a to naprawdę dobry znak. Jeśli dopiero poznajecie smaki Ameryki Południowej lub chcielibyście spróbować ich w nowatorskiej, współczesnej odsłonie – spędźcie kilka smakowitych chwil w Salto, a Martin Gimenez Castro sprawi, że się w nich zakochacie.
Polecamy!