Hyćka to niepowtarzalne miejsce na kulinarnej mapie Poznania, gdzie szef kuchni wyczarowuje wspaniałe smaki, świetnie łącząc tradycję z nowoczesnością, a właściciele Alicja i Marcin Sadowscy opowiadają o poznańskich i rodzinnych tradycjach kulinarnych.
Nazwa restauracji nie jest przypadkowa. Hyćka to w poznańskiej gwarze syrop z kwiatów czarnego bzu, a produkcją tego przysmaku od dwóch pokoleń zajmuje się rodzina właściciela. To jedna ze specjalności Hyćki, obok tradycyjnych potraw kuchni wielkopolskiej, świetnie przygotowanej dziczyzny czy własnych konfitur i przetworów, wytwarzanych na miejscu przez cały sezon.
Naszą wizytę rozpoczęliśmy oczywiście od słynnej lemoniady z hyćki. Trudno o lepszy napój w upalny dzień – rześki, kwaskowaty, z nutą mięty, ale przede wszystkim o delikatnym, bardzo przyjemnym smaku i zapachu kwiatów czarnego bzu. Trzeba przyznać, że to jedna z najlepszych lemoniad, jakie piliśmy.
Z przystawek wybraliśmy dwie skrajnie różne propozycje – tradycyjne poznańskie pyry z gzikiem i pasztet z dzika. Pyry czyli ziemniaki zostały upieczone w piecu, doprawione aromatycznymi ziołami i podane z twarogiem pochodzącym z lokalnego, ekologicznego gospodarstwa, doprawionym maślanką, śmietaną i świeżymi ziołami. To jedno z najbardziej znanych i najpopularniejszych dań kuchni wielkopolskiej, a w wersji proponowanej przez Hyćkę, z dodatkiem popcornu z niepalonej kaszy gryczanej, oleju lnianego i szczawiku zajęczego, jest niebywale smaczne.
Na inną opowieść zasługuje pasztet z dzika. Zwarty, mocno ziołowy, o głębokim, zdecydowanym smaku dziczyzny, podany w towarzystwie słodko-kwaśnej konfitury z owoców i ciekawego dodatku w postaci czarnej soli, smakował wyśmienicie. A czarna sól to nie sól wędzona, jak nam się na początku wydawało. To mieszanina soli kamiennej, razowego chleba i ziół, namaczana, suszona przez osiem godzin w piecu, a następnie spalana do pożądanego koloru i rozdrabniana. Wszystko przygotowywane oczywiście na miejscu w restauracji, pieczołowicie i z ogromnym wyczuciem smaku.
Jedno z poczesnych miejsc w menu Hyćki zajmuje czernina. Zupa ma wielu lokalnych fanów, którzy jeszcze przed otwarciem restauracji dopytują, o której będzie gotowa w danym dniu, czego sami byliśmy świadkami 🙂 Postanowiliśmy jej spróbować, choć oczywiście z pewną nieśmiałością, bo to przecież w powszechnym mniemaniu zupa „z krwi”. Jednak czernina w Hyćce nie miała nic wspólnego z naszymi wyobrażeniami. Podawana w wersji na lekko słodko okazała się bardzo smaczna. Na aromatycznym wywarze z kaczki, z niewielkim dodatkiem krwi służącej jedynie do zabarwienia zupy, z kawałeczkami podrobów i dodatkiem kwaśnych, sezonowych porzeczek. Smak zupy dopełniała spora porcja świeżej natki pietruszki i suszone jabłka. Z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć, że każdy, kto nigdy nie próbował czerniny, powinien to zrobić właśnie w Hyćce.
Z dań głównych zdecydowaliśmy się na pstrąga i klasykę w postaci pieczonej kaczki. Pstrąg, marynowany wcześniej przez dobę w soli, został nadziany plastrami cytryny i cebuli oraz sporą ilością ziół i upieczony w piecu z dodatkiem masła, dzięki czemu pod chrupiąca skórką mieliśmy soczyste i delikatne mięso. Został podany w całości, z dodatkiem tłuczonych ziemniaków z masłem i mlekiem oraz chrupiącą sałatką z młodych buraczków i fasolki szparagowej. Danie lekkie i smaczne.
Jednak na naszą specjalną uwagę zasłużyła kaczka po wielkopolsku oraz dodatki, z którymi została podana. Towarzyszyły jej delikatne drożdżowe bułeczkami na parze, jeszcze ciepłe i rozpływające się w ustach, mistrzowskie.
Bardzo kruche, mięciutkie i soczyste kacze mięso uzupełniał długo przygotowywany sos, pieczone jabłko z żurawiną i nutą cynamonu oraz modra kapusta na ciepło. I to już była czysta poezja – kapusta przyprawiona tymi samymi przyprawami co kaczka, okazała się niewiarygodnie pyszna, a cale danie naprawdę na długo pozostało w pamięci ze swoim owocowo-korzennym smakiem.
Hyćka jest członkiem „Dziedzictwa kulinarnego” i propaguje kuchnię regionalną, choć równocześnie coraz mocniej skłania się w stronę dziczyzny, promując ją jako najzdrowszy rodzaj mięsa. Dziki, jelenie czy sarny pochodzą bezpośrednio od koła łowieckiego i co ważne, wykorzystywane są praktycznie wszystkie części zwierzęcia.
W Hyćce dba się o dobrej jakości produkty. Mleko, twarogi i inne produkty mleczne pochodzą z lokalnego, ekologicznego gospodarstwa, a pozostałe składniki potraw od innych, staranie wybranych, lokalnych producentów i gospodarstw. Restauracja oprócz syropu z czarnego bzu przygotowuje też własne przetwory, które wykorzystuje w daniach, ale są one też sprzedawane na miejscu, w małym sklepiku pod nazwą „Dziurka”. Zainteresowała nas opowieść szefa kuchni m.in. o kiszonych rzodkiewkach, podawanych w sezonie w otoczce z czarnej soli, owiniętych plastrami wędzonej słoniny. Równie niezwykła jest historia przygotowywania syropu z kwiatów czarnego bzu, którego receptura jest cały czas ulepszana po to, by zachować w syropie jak najwięcej pyłku kwiatowego. To on odpowiada za smak i zapach syropu.
O Hyćce można mówić jeszcze bardzo długo. Dania są przemyślane, przygotowywane w szacunku dla tradycji i produktu i są bardzo smaczne. Miejsce jest klimatyczne, a obsługa świetna. Wybierając się więc do Poznania, koniecznie trzeba tam zajrzeć, a potem wracać, by spróbować wszystkich pozycji z menu. Polecamy!