Restauracja Loft mieszcząca się przy ulicy Złotej 11 to dwupoziomowy lokal w samym sercu Warszawy. Loft jest na tyle ciekawy, a jego karta tak różnorodna, że każdy z pewnością znajdzie tu coś dla siebie, nieważne czy chce się zrelaksować w pojedynkę czy spędzić czas z bliskimi.
Loft urządzony jest nowocześnie, jednak wnętrze rozjaśniają kolorowe dodatki, przywodzące na myśl polskie ludowe pasy i wyszywanki. Mimo, że restauracja charakteryzuje się dużą przestrzenią, czujemy się w niej bardzo przytulnie i domowo. W Lofcie obowiązuje stała karta dań, wypełniona znanymi i lubianymi pozycjami z ciekawym podrysowaniem. Na co dzień możemy skorzystać także z karty lunchowej, która zmienia się co tydzień i jest podporządkowana sezonowości składników dla ich najlepszej jakości. Każdego dnia również możemy skorzystać z innej oferty promocyjnej lub spróbować wyjątkowej pozycji menu, np. w czwartki w Lofcie możemy skosztować muli w aż trzech sposobach przygotowania. My się piszemy! W menu znajdziemy coś na każdy humor i apetyt – zupy, sałatki, makarony i apetyczne mięsne dania główne (kaczka, stek, kurczak, wieprzowina i jagnięcina), a także burgery i przystawki sprzyjające zamawianiu pełnej gamy drinków i alkoholi.
Karta alkoholi i koktajli nie ustępuje karcie dań. Obowiązkowe klasyki, zdrowe koktajle fit, grzańce, nalewki i kawy przeplatają się z autorskimi propozycjami barmana i tworzą zestaw idealny. Znajdziemy tu nie tylko bardzo dobrą kawę, ale także niespotykane grzańce, jak grzaniec jabłkowy, czy robione na miejscu bourbony – moim faworytem jest wiśniowy. Z karty drinków moim zdecydowanym ulubieńcem stał się drink Melontino z wykorzystaniem zielonego melona, na którego z pewnością nie raz do Loftu wrócę.
Pierwszą pozycją z menu, której miałam przyjemność posmakować był gulasz z dzika w sosie własnym z jałowcem i figami, domowymi kluskami śląskimi i śniegiem z jałowca. Mięso okazało się delikatne i cudnie się rozpływało w ustach. Sos był bardzo aromatyczny, ale też zrównoważony – grzyby i figi to naprawdę dobrzy przyjaciele i trafne połączenie. Słodycz fig i dzikość lasu zawarta w grzybach stworzyły mieszankę smaków, która nie przygasiła smaku dziczyzny, a moim zdaniem, jeszcze bardziej ją uwydatniła. Kluski z kolei były bardzo jędrne i bardzo łatwo nabierało się nimi sos.
Kolejny daniem był comber jagnięcy w ziołowej marynacie podany z opiekanymi ziemniakami, czarną soczewicą i groszkiem cukrowym. Comber jest podawany w Lofcie w całości, sami możemy wykroić z niego kotleciki, dzięki czemu mięso nie ma szans obeschnąć i szybko wystygnąć. Stopień wysmażenia mięsa jest jak najbardziej odpowiedni dla jagnięciny, co jest bardzo istotne przy przygotowywaniu tego mięsa. Aromatyczny sos świetnie współgrał z jagnięciną, a pieczone ziemniaki stanowiły miły i smaczny dodatek do głównego składnika. Nie sposób nie wspomnieć o sosie z różowego pieprzu, którego małe ziarenka dodawały mu chrupkości i charakteru.
Następnym wyjątkowym daniem z karty Loftu są placuszki z mąki gryczano kasztanowej z wędzonym łososiem, świeżym twarożkiem i malinowym kawiorem. Twarożek składa się z naturalnych składników – serka, koperku, konfitury pomarańczowej i przypraw oraz jest przygotowywany na miejscu. Niepewność związana ze zróżnicowaniem smaków szybko została rozwiana przez całokształt. Słodko – kwaśny kawior dopasował się do wędzonego łososia, a placuszki stały się nośnikiem smaku z lekkim smakiem kasztanowej mąki i kremowego serka.
W menu Loftu oczywiście znajdziemy także ryby. Ja miałam okazję spróbować dorady z masłem i ziołami na pęczaku z sosem sojowym, pietruszką, szpinakiem i suszonymi pomidorami. O ile dodatki podane do ryby były znanymi już przeze mnie połączeniami i charakteryzowały się bardzo dobrym wyważeniem oraz smakiem (tutaj chciałabym zwrócić uwagę na pyszny pęczak, któremu sos sojowy nadał zupełnie nowego, wybitnego smaku), to doradę nie jest tak łatwo przygotować. Loftowa dorada okazała się bardzo delikatna, rozpływająca się w ustach. Dodatek koperku i masła sprawił, że jej smak został wyostrzony. To pozycja bardzo obfita i zróżnicowana, po której każdy będzie najedzony i zadowolony.
Kolejnym daniem, którego skosztowałam były kluseczki grzybiarki – grillowany kurczak z boczniakami, pomidorkami cherry, rukolą, cukinią, parmezanem i oliwą truflową to nowe spojrzenie na znany wszystkim makaron. Połączenie boczniaków i oliwy truflowej to strzał w dziesiątkę, któremu zgrabnie smakowo towarzyszyły warzywa i parmezan. Nawet, jeśli nie przepadacie za boczniakami, warto się przemóc i spróbować kluseczek grzybiarki w Lofcie. Gwarantuję, że od tej pory będą to wasze ulubione grzyby.
Cudnym i godnym polecenia zakończeniem mojej wizyty w Lofcie było semifreddo z chałwy. Ten włoski, zimny deser zawiera także pył z orzechów, limonkę i bitą śmietanę. Muszę przyznać, że nie przepadam za słodyczami, jednak deser w Lofcie porwał mnie na stronę wielbicieli słodkości. Deser okazał się wyśmienity, nieprzesadnie słodki i przepyszny. Orzeszki w karmelu nadawały mu tekstury, a smak chałwy przejawiał się delikatnie w każdym kęsie. Sok z limonki wyjaskrawił lekko słodycz, nadając całości ciekawy element kwaskowatości. Semifreddo to deser, którego warto spróbować. To samo tyczy się tradycyjnej szarlotki, podawanej z bitą śmietaną. Idealnie pasuje do herbaty, także zimowej. Poprawa humoru gwarantowana!
Nie chciałam, by moja wizyta w Lofcie się kiedykolwiek kończyła. Kolejne pozycje z menu okazywały się równie pyszne, co ich poprzednicy. Restauracja jest dobrym wyborem bez względu, która jest godzina i co macie ochotę zjeść. Pełna gama wyśmienitych dań, deserów, kaw i alkoholi, a także doskonały serwis sprawi, że będziecie się czuć jak w domu i jednocześnie wyjątkowo. My na pewno będziemy do Loftu wracać. Polecamy!