Wchodząc do estetycznego wnętrza warszawskiej restauracji serwującej dania kuchni hinduskiej – Tandoor, miałam nadzieję na zjedzenie charakterystycznego, smacznego posiłku w dobrej atmosferze. Niestety nie udało mi się osiągnąć tego celu.
Restauracja Tandoor wygląda urokliwie. Na ścianach wiszą drewniane ozdoby z rustykalnie powyginanymi łyżkami w roli świeczników, a w kątach pojawiają się hinduskie bożki. Ściany pomalowano kontrastowymi kolorami, które bardzo dobrze pasują do klimatycznego baru i miękkich, jasnych siedzisk. Na każdym z solidnych, drewnianych stołów znalazły swe miejsce wydrukowane podkładki z logo restauracji. Rozwiązanie to pozwala na zachowanie czystości i jest miłym elementem dekoracyjnym.
Podczas wizyty zamówiłam zupę z dodatkiem kolendry z krewetkami oraz zestaw lunchowy składający się z ryżu basmati, miniaturowych chlebków naan, jogurtu, Yellow Dal (żółtej ciecierzycy w sosie i przyprawach), Bombay Aloo (gotowanych ziemniaków w gęstym sosie curry) i szklanki gazowanego napoju.
Brokuły atakują
Zupa, która pierwsza pojawiła się na stole była zdecydowanie za rzadka. Krewetki, co oczywiste spoczywały na dole, a na powierzchni widać było tylko mało estetyczne fragmenty obgotowanej kolendry i zawiesisty kleks z mleczka kokosowego. Tworzył on niezachęcający kożuch, dodawał jednak zupie niezbędnej delikatności i posmaku orientu, który niestety nie był dominantą dania. Jedząc zupę z kolendrą kolendrową i krewetkami miałam wrażanie, że znalazłam się w polskim barze mlecznym i jem zamówioną w nim rozwodnioną zupę brokułową. Na szczęście im zimniejsza stawała się zupa, tym nietypowy posmak stawał się łagodniejszy. W zupie znalazła się dostateczna ilość krewetek, jednak ich dobór nie należał do zbyt udanych. Były to zapewne jedne z mniejszych krewetek, które po obgotowaniu zmniejszyły dodatkowo swoją objętość, jednak w żaden sposób nie tłumaczy to braku ich odpowiedniego oczyszczenia (niektóre z nich miały w sobie szare jelito) oraz pojawienia się kilku nieprzezroczystych sztuk w kolorze brunatno-szarym. Podaną zupę można nazwać aromatyczną, czy smaczną (głownie za sprawą mleczka kokosowego), jednak z racji zbytniej wodnistości nie skusiłabym się na nią jeszcze raz.